wtorek, 19 sierpnia 2014

Prawda dziewiąta.

*Julka*
Zdezorientowana odsunęłam się na bok, przepuszczając Go w drzwiach. Z niedowierzaniem zatrzasnęłam za Sobą, drzwi podążając tuż za Nim. Pokręciłam głową, krzyżując swoje ręce na piersiach. Spoglądałam na Niego pytającym spojrzeniem, jednak On uciekał wzrokiem.
-Co ty tutaj robisz?-spytałam, zajmując miejsce obok Niego
Spoglądał na Mnie z troską, opuszkami palców gładząc moje policzki. Nie potrafiłam się na Niego gniewać. Nie potrafiłam, aczkolwiek bardzo tego pragnęłam.
-Sebastian…spytałam o coś-rzuciłam, mrużąc łagodni brwi
Spoglądałam na Niego z obrazą. Powtarzałam Mu, jednak z Nim jak grochem o ścianę. Nie posłuchał, albo przynajmniej udawał, że słucha, jednak potem i tak postępował według własnych przekonań.
-Musiałem. Przeprasza, nie denerwuj się…lepiej powiedz Mi, jak się czuje Oli-zaczyna, a do moich uszu dociera dźwięk lejącej się wody
Z niedowierzaniem spoglądałam na każde z jego poczynań, kręcąc z dezaprobatą głową.
-A co z sezonem? Konkursami? Przecież mówiłam Ci, że nie możesz tego odstawiać na baczne tory. Skoki to coś , co kochasz…dlaczego z tego rezygnujesz?-spytałam, stając z Nim twarzą w twarz
Spoglądałam wprost w Jego oczy. Oczy, w których dostrzegałam troskę, zmartwienie i miłość. Poczułam mocne ukłucie. Odwróciłam swoją głowę, wymijając Go.
Zajęłam swoje miejsce na kanapie. Nie długo musiałam czekać na blondyna. Nieobecnym spojrzeniem błądziłam po Jego twarzy. Przełknęłam głośno ślinę, a jej dźwięk echem roznosił się po mojej głowie.
-Co z małym?-spytał ponownie, a Ty bierzesz kilka głębszych oddechów
Spoglądasz prosto w Jego oczy.
-Wszystko w porządku. Okazało się, że to nie jest nic poważnego. Śpi na górze.- odpowiedziałam, zagryzając wargę
Skinął głową, podnosząc się z miejsca.
-Sebastian…-zaczęłam, łapiąc Go za ramię-…proszę porozmawiajmy-dodałam, a On skinął głowa, zajmując po chwili miejsce obok mnie
Przez dłuższą chwilę trwałam w ciszy. Nie potrafiłam się w sobie zebrać. Nie potrafiłam odnaleźć idealnych słów. Słów, które po prostu nie istniały.
-Przepraszam…-wyszeptałam po chwili, spoglądając na Niego zaszklonym spojrzeniem-Przepraszam, ale Ja tak nie potrafię. Wiem, że zadał Mi ogromny ból, ale miłość do Niego nie pozwala Mi funkcjonować-wyznałam, a On przytaknął głową, spuszczając wzrok
Spoglądałam na Niego ze smutkiem i zaskoczeniem. Bolało Mnie to, że przez Mnie cierpi. Że cierpi przez Mnie osoba, która nie powinna nigdy zaznać tego uczucia.
-Chcesz odejść , tak?-spytał, a Ja bezwładnie skinęłam głową- Dobrze. Zgadzam się. Jeśli to ma doprowadzić do twojego szczęścia…-szepnął
Pokręciłam ze łzami głową. Kochałam Go. Kochałam Go, jednak nie wystarczająco mocno, by zabiło to we mnie miłość do Kamila. Jak widać Sebastian był moją pierwszą miłością, ale to Kamil był ta prawdziwą.
-Przepraszam. Mam nadzieje, że znajdziesz kobietę, która da Ci to, czego Ja nie potrafiłam Ci dać-wyszeptałam, zaciskając w mocnym uścisku nasze dłonie
Poczułam jak po moim policzku spływają łzy. Ten moment należało do tych najtrudniejszych. Pocałowałam Go w policzek.
-Jeszcze raz …przepraszam-powiedziałam, zsuwając ze swojego serdecznego palca, złota obrączkę
Odłożyłam Ją z głuchym dźwiękiem na szklany stoliczek. Uniosłam się łagodnie ku górze, wilgną dłonią ocierając swoje spodnie. Kierowałam się przed Siebie.

*Sebastian*
Pustym wzrokiem wpatrywałem się w obrączkę, na które były wygrawerowane nasze imiona. Data, która powinna wzbudzać radość, a w obecnej chwili wzbudza tylko zbędny ból.
Uniosłem się z miejsca. Skierowałem swoje kroki w stronę domowego barku. Skoki traciły dla mnie sens, a w obecnej chwili w swoim życiu również nie potrafię go dostrzec. Przekręciłem kluczyk, sięgając po jedne ze swoich ulubionych trunków. Jego brązową cieczą wypełniłem jedną z szklanek, zatapiając po chwili w Niej swoje usta. Skrzywiłem się nieznacznie, odsuwając naczynie od swoich ust. Ułożyłem ją na blacie, zatrzaskując drzwiczki.
Spojrzałem pustym wzrokiem na schody. Po woli zaczynałem kierować się w ich stronę. Bez problemu przemierzyłem każdy ze stopni. Widocznie wypity alkohol , nie potrafił wpłynąć na stan mojej równowagi. Oparłem się o framugę jednych z drzwi, pustym wzrokiem wpatrując się w poczynania Juli. Pustym, nieobecnym spojrzeniem, wpatrywałem się w ubrania, które lądowały bezwładnie na dnie walizki.
Po chwili Julka stanęła obok Mnie. Jej spojrzenie znów świdrowało moje ciało. Odsuwam się Jej z drogi, ale Ona , ani drgnie.
-Mam nadzieje, że będziesz szczęśliwy-wyszeptała, całując mnie w policzek
Stałem tam. Wciąż. Nie potrafiłem wydusić z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Nie potrafiłem nawet pójść za Nią. Widziałem Oliviera, który malutkimi stópkami podąża za Nią. Był zbyt zaspany, by mnie dostrzegł. Spoglądałem na Nich ze szczytu schodów. Przymknąłem powieki, wsłuchując się w głuchy dźwięk, zatrzaskujących się drzwi.
Twoje małżeństwo właśnie się skończyło, Sebastian. Ale czy ono w ogóle istniało?
Wróciłem do salonu. Sięgnąłem do barku, wyciągając znajomą Mi butelkę. Zaciskałem Ją z całej siły w swoich dłoniach, opadając bezwładnie na skórzaną kanapę.
Jeden kieliszek. Drugi kieliszek. Po woli traciłem rachubę i świadomość.
Pukanie do drzwi. Nagłe i rytmiczne , uderzanie o ich zewnętrzną część. Wybełkotałem coś bez jakiego sensu, kierując się chwiejnym krokiem w ich stronę. Otworzyłem je, z ironicznym uśmiechem prychając. Wróciłem na swoje miejsce, lokując swoje spojrzenie w brązowym trunku, który wypełniał przeźroczystą szklankę.
-Jest Julia?-spytał, a Ja spojrzałem na Niego jak na idiotę, unosząc naczynie łagodnie do góry
-Za zdrowie Juli, która poszukuje swojego Romea, którym bynajmniej nie jestem Ja-rzuciłem, upijając całą zawartość alkoholu
Skrzywiłem się nieznacznie, kręcąc głową z niezrozumiałymi jękami.
-Gdzie Oni są?-ponowił swoje pytanie, a Ja spojrzałem na Niego jak na idiotę
-Ooo widzę, że już wiesz o swoim synku. Przepraszam…raczej Moim. To ja Go wychowywałem. To Ja przez dwa lata byłem dla niego ojcem. Kierowałem funkcją , którą Ty powinieneś kierować, Kamilu-rzuciłem  z przekąsem , celując w Jego kierunku palcem

*Kamil*
Poczułem ból. Jego słowa zadawały mi potworny ból. Cios, z którego trudem podnosiłem się do góry.
-Może i tak…jestem Ci za to wdzięczny, ale gdybym wtedy nie stracił pamięci..-zacząłem, zajmując miejsce obok niego
-Ten kto chcesz szuka sposobu, ten kto nie chcesz szuka powodu-wyznał, upijając łyk alkoholu
Wyrywałem z Jego rąk szklankę. Nie potrafiłem patrzeć na to , jak ktoś zatraca się w nałogu. Nałogu, któremu w późniejszym czasie tak trudno sprostać.
-Wal się-rzucił, opadając bezwładnie na kanapę
Wróciłem do Niego , odstawiając szklankę na segment.
-Gdzie jest Julia?-spytałem, łagodnie uderzając Go w ramię
Jego źrenice znów się poszerzył, a nich dostrzegałem coraz więcej nienawiści.
-Nie wiem. Wyszła. Wzięła Oliviera i wyszła. Zostawiła Mi tylko to-odpowiedział, rzucając w moja stronę mały przedmiot
Z niedowierzaniem spoglądałem na złotą obrączkę. Z niedowierzaniem spoglądałem raz na nią, a raz na Niego. Włoch coraz bardziej pogrążał się we śnie. Zacisnąłem swoją dłoń, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Odłożyłem biżuterię na stolik, biorąc do ręki leżącą na nim ramkę ze zdjęciem. Zdjęciem Julki jeszcze z okresu ciąży. Jej brzuszek, w którym mieszkał Nasz synek. Opuszkami palców błądziłem po Jej uśmiechu.
Odłożyłem ramkę na miejsce, opuszczając pośpiesznie posesję. Z uśmiechem spojrzałem w Niebo.
-Dziękuję-wyszeptałem, kierując się w stronę hotelu


Od autorki:
Mamy dziewiątkę. Jeszcze tylko sześć, a może raczej aż sześć rozdziałów, epilog i koniec. Mimo , iż przeżywałam swoje wzloty i upadki, to jednak bardzo smutno Mi z powodów końca, ale czuję, że nic ciekawszego nie wymyślę na dalszą część tej historii. Mam nadzieje, że Wam się podoba. 
Kocham Was ! <3 Do następnego ;* Pozdrawiam cieplutko! :)
Zapraszam również tutaj : Paryskie Uczucie
Opowiadanie, które może po części zniweluje smutek po zakończeni Pustej Obietnicy :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Prawda ósma.

Przystanęłam w miejscu. Zagryzałam nerwowo wargi, przykucając przy Olivierze.
Uśmiechnęłam się w Jego stronę, całując w czubek głowy.
-Skarbie mamusia musi zamienić z Panek kilka słów…proszę Cię słońce wsiądź do samochodu, dobrze?-spytałam, unosząc się do góry
Chłopczyk ochoczo skinął główką, zajmując miejsce na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Z uśmiechem zatrzasnęłam drzwi. Przez moment trwałam w swojej pozycji. Nie potrafiłam się odwrócić. Nie potrafiłam przybrać w swoich myślach idealnych słów.
-Myślałam, że zrozumiałeś. Że uszanowałaś to, że nie chcę zmienić swojego życia. Że nie chcę po raz kolejny przechodzić przez to samo-wyszeptałam, spoglądając w Jego oczy
Oddaliliśmy się na nieznaczną odległość. Moje dłonie drżały. Moje ciało drżało.
-Ja również tego nie chcę… chcę tylko naprawić to co zniszczyłem. Odzyskać to co straciłem...Julio…-zaczął
Dzielący nas dystans skracał się do minimalności. Kręciłam nerwowo głową, czując piekące w kącikach oczu łzy. Mimo tego wszystko chciałam znów to przeżyć. Poczuć smak ust, który niegdyś towarzyszył mi na co dzień. Ale nie mogłam. Miałam Sebastiana.
Odskoczyłam od Kamila, spoglądając na niego wymownie.
Spoglądałam z bóle w Jego niebieskie tęczówki. Z bólem również wypowiadałam każde kolejne słowa.
-Jestem szczęśliwa…dlaczego to niszczysz? Dlaczego znów powodujesz łzy w moich oczach. Smutek przeceniający serce, dlaczego?-spytałam, spoglądając  w Jego oczy
Widziałam w Nich smutek. Porównywalną rozpacz do mojej.
-Może lepiej nie wracać do przeszłości..? Może lepiej żyć tym co ma się teraz.?-spytałam , niepewnie spoglądając na Niego
Pokręcił przecząco głowa, otulając swoim dłońmi moje nadgarstki.
Nie wyrywałam się. Nie chciałam robić zbędnego zamieszania. Spojrzałam ze smutkiem na Kamila, a później na Oliego, który przyglądał się Nam z zaciekawieniem. Byli tacy podobni. Tak wiele Ich łączyło.
-Mamy syna.-wyszeptał
Jego ciepły oddech drażnił moje policzki. Usta, które drżały pod wpływem Jego łagodnych pocałunków. Zagryzłam wargę od środka, pogłębiając pieszczotę. Chciałam tego. Pragnęłam znów poczuć się jak wtedy. Jak wtedy gdy byłam szczęśliwa. Szczęśliwa z Kamilem.
Moja dłoń otuliła Jego szyję, a druga wplatała się w Jego włosy. Brązowe końcówki, które zaciskałam w swoich dłoniach.
Oddaliłam się po chwili od Niego. Mój oddech był płytki i przyspieszony.
-Nie mogę od Niego odejść…po prostu nie mogę. Przepraszam-wyznałam, kręcą przecząco głową
Biegłam ile sił przed siebie. Zajęłam pośpiesznie miejsce za kierownicą, z piskiem opon ruszając w kierunku swojego mieszkania.
Moje serce biło jak oszalałe. Drżącą dłonią zapięłam pas, spoglądając kątem oka na Oliego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Mój synek słodko spał.
Powróciłam wzrokiem na jezdnię. Nie potrafiłam wymazać z pamięci zaistniałej niedawno sytuacji. Równie bardziej nie potrafiłam pozbyć się ze swojego serca Kamila.
Zatrzymałam samochód na poboczu. Po woli opuściłam swoje miejsce. Otworzyłam tylne drzwi, sięgając po kocyk, ulokowany w bagażniku. Wróciłam , okrywając cieniutkim materiałem sylwetki swojego synka. Ucałowałam Go w czubek głowy, zatrzaskując drzwi. Oparłam się o maskę samochodu, wdychając do swoich płuc rześkie, zimowe , włoskie powietrze. Przymknęłam powieki, czując jak spod nich wypływają pojedyncze łzy. Ukryłam swoja twarz w dłoniach, łagodnie osuwając sią na dół.
Kochałam Go. Wciąż. Mimo wszystko, moje serce wciąż biło dla Niego. Tylko dla Niego. Głupie.

*Kamil*
Ze złością spoglądałem na znikający z polu mojego widzenia samochód. Jednak mimo wszystko poczułem nadzieje. Nadzieje, na odbudowanie wszystkiego co zniszczyłem. Na swoich wargach wciąż czułem znajome, przyjemne ciepło. Wargi Juli, kobiety , która od zawsze znaczyła dla Mnie wszystko.
Złapałem taksówkę, kierując się w stronę hotelu. Potrzebowałem chwili na spokojne przemyślenia. Wiedziałem, że Juli będzie trudno zostawić Sebastiana. Rozumiem to, ale dała mi znak. Znak na to, że mogę walczyć. Że w głębi duszy Ona tego chce.
-Będziemy razem. Znów. Wspólnie. Szczęśliwi-wyszeptałem, pustym wzrokiem błądząc po zmieniających się zza oknem krajobrazach
Po zaskakująco krótkiej podróży znalazłem się na miejscu. Witając się kiwnięciem głowy z recepcjonistą, skierowałem się w stronę swojego pokoju.
Spojrzałem katem oka na Piotrka, który rozmawiał ze swoją żoną na skeypie. Uniosłem dłonie w geście poddania, cofając się do tyłu. Spacer. On dobrze Mi zrobi.
Zbiegłem spowrotem po schodach, opuszczając po chwili gmach budynku. Ukryłem swoje dłonie w kieszeni, rozglądając się raz na prawo, a raz na lewo. Postanowiłem skierować się w pierwszą lepszą stronę. Szedłem przed Siebie, wsłuchując się w swoje myśli. Głosy, które rozchodziły się po mojej głowie.
Z zamyśleniem spoglądałem na mijające mnie pary. Na mijające mnie małżeństwa ze swoimi pociechami. Uśmiechnąłem się blado. Nie mogłem zaprzestać. Musiałem walczyć. Skierowałem się w dobrze znanym Mi kierunku.

*Julia*
Po krótkiej chwili uspokojenia, wróciłam do domu. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi, poprawiając na rękach śpiącego synka. Skierowałam się z Nim po schodach na górę, łagodnie układając go na łóżku. Z łagodnym uśmiechem spoglądałam na Jego blady uśmiech, błądzący po Jego ustach.  Po cichu opuściłam pokój małego, w równie podobnym sposobie zamykając za sobą drzwi. Zeszłam po woli po schodach, przecierając dłonią zmęczoną twarz.
Zajęłam swoje miejsce na krześle, ukrywając swoja twarz w dłoniach. Czułam nieprzyjemne ciepło na swoich policzkach. Nie chciałam płakać. Nie chciałam się rozklejać, ale dzisiaj. Dzisiaj zaczęłam na nowo rozmyślać, co by było gdyby...Co by było gdybym wróciła do Kamila?
Z rozmyśleń wybudziło mnie pukanie do drzwi. Rytmiczne uderzanie o ich zewnętrzną część.
Spojrzałam na nie zamyślonym spojrzeniem z niechęcią unoszą się ku górze.

Kiedy tylko stanęłam przed Nimi, nacisnęłam na klamkę, z niedowierzaniem spoglądając na swojego gościa.

Od autorki:
Już ósemeczka. Już druga seria. Jak ten czas płynie? Dostałam wiatru w żagle i historia jest już niemal skończona. Kilka rozdziału i niestety pożegnamy się z Julią i Kamilem. Smutno mi, ale tak musi być.
Pozdrawiam ;*

sobota, 9 sierpnia 2014

Prawda siódma.

*Sebastian*
-Idiota! Czy Ty jesteś świadomy tego co zrobiłeś?-spytałem, odpychając swojego przyjaciela na hotelowe łóżko
Nie potrafiłem powstrzymać swoje złości. Narastającej frustracji.
-Zaufałem Ci. Julia Ci zaufała!-krzyknąłem, nerwowo poruszając się na naszym pokoju
Spoglądałem na niego z nienawiścią. Zaufałem Mu, a on tak po prostu wszystko Mu wyjawił. Julka prosiła mnie o dyskrecje.
Prychnąłem, spoglądając wzrokiem na topiące się we śnie Kussamo. Już dawno powinniśmy spać. Już od dawno powinniśmy tonąć w ramionach morfeusza.  
-Przepraszam. Naprawdę jest mi przykro, ale Piotrek mnie podszedł. Przepraszam. Wybacz Mi…-odpowiedział
Spoglądałem na Niego z niedowierzaniem. On chyba naprawdę nie był świadomy tego, co teraz może stać się z moim życiem. Julki życiem.
Pośpiesznie zabierałem swoja kurtkę, na nogi założyłem buty. Opuściłem hotelowy pokój, nie zważając się na roznoszące się za mnę krzyki. Zbiegłem po schodach, opuszczając gmach budynku.
Odnalazłem na dnie swojej kieszeni telefon, drżącą dłonią wykręcając dobrze znany mi numer.
-Halo..-usłyszałem zaspany głos Julki
Zmarszczyłem łagodnie brwi, odstawiając komórkę od swojego ucha. Fakt. Na swoim wyświetlaczu dostrzegłem późną godzinne nocną.  
-Wszystko w porządku…?-spytałem, nerwowo zagryzając wargę
Na białym puchu idealnie odciskały się moje podeszwy, które stawały się poszlaka w moich poszukiwaniach. Odszedłem na znaczną odległość, zajmując miejsce na jednej z ławeczek.
-Nic nie jest w porządku -usłyszałem Jej łamiący się głos
Zadrżałem. Nie z zimna, a z obawy. Bałem się. Bałem się, że Ją stracę, Ich stracę. Moja dłoń mimowolnie zacisnęła się w pięść.
Ciche westchnięcie i szloch wybudził mnie z zamyślenia.
-Julka…-wyszeptałem, czekając na Jej reakcję
-Oli jest w szpitalu! Na szczęście już wszystko w porządku…,ale…,ale Kamil tutaj jest!
Wziąłem kilka głębszych oddechów, starając się ułożyć w swoich myślach idealny monolog. Jak na złość nie potrafiłem z siebie nic wydusić.
-Przepraszam…-wyszeptałem
-Za co?-spytała, a Ja pokręciłem głową, przecierając lodowatą dłonią , twarz
-To wszystko prze Mnie. Ja nie wiedziałem, że on ma taki niewyparzony język. Uważałem Go za swojego przyjaciela.-wyznałem, a Ona już całkowicie się rozkleiła
Poczułem ukłucie w sercu. Mocny przeszywający, ból. Nigdy nie chciałem, aby przez mnie płakała. Nigdy nie chciałem, aby cierpiała. A teraz? Wszystko stało się moją winą.
-Julka…-zacząłem-Może lepiej będzie jeśli Ja do Was wrócę. Nie możecie teraz być sami-dodałem, nerwowo przemieszczając się po powierzchni pobliskiego parku
-Nie-zaprzeczyła-Nie możesz przez nas tracić kolejnego sezonu. Nie zgadzam się na to.-dodała, a ja skinąłem bezwładnie głową
-Dobrze. Odezwie się do was jutro. Spokojnej nocy-wyszeptałem, a po cichym słowie dobranoc , nacisnąłem czerwoną słuchawkę.
Trwałem w swojej pozycji przez dłuższą chwilę. Mój oddech stawała się coraz cięższy. Blady obłoczek unosił się wokół moich ust.
Moje dłonie mimowolnie zaciskały się wokół telefonu. Strach paraliżował moje ciało.
-Nie chcę was stracić…nie mogę-wyszeptałem, ukrywając swoja twarz w dłoniach

*Julka*

Odrzuciłam swój telefon spowrotem do torebki.
Przeciągnęłam się, dłonią przeczesując swoje włosy. Zaspanym wzrokiem spoglądałam na śpiącą twarzyczkę swojego synka. Opuszkami palców przejechałam wzdłuż jego policzków. Na szczęście gorączka ustępowałam. Uśmiechnąłem się blado, układając swoja głowę spowrotem na oparciu krzesła. Byłam wykończona, ale nie mogłam zostawić Go samego. Był jeszcze taki malutki.
Sen nie przychodził. Pustym wzrokiem błądziłam po szpitalnej Sali, w której zaczynało pojawiać się coraz więcej światła. Dzień. Kolejne dwadzieścia cztery godziny do przeżycia.
-Mamusiu…-usłyszałam niewyraźny głos Oliveira
Niczym oparzona uniosłam się ze swojego miejsca.
-Jestem przy Tobie , skarbie-wyszeptałam, całując go w czubek głowy
Chłopczyk uśmiechnął się, co odwzajemniłam. Dostrzegłam na Jego ustach coraz więcej siły. Siły, której w ostatnich dniach nie potrafiłam dostrzec.
O godzinie dziewiątej pojawili się lekarze, którzy stwierdzili, że mały w szybkim tępię wraca do siebie i już jutro będzie mógł opuścić szpital.
-Dziękuję-wyznałam w kierunku mężczyzny
-Nie ma mi pani za co dziękować-odpowiedział z uśmiechem-Taka już moja praca.-dodał, opuszczając pomieszczenie
-Widzisz kochanie, jutro wrócimy już do domku-wyszeptałam, gładząc go po włoskach

*Następnego dnia*
-Mamy już wszystko?-spytałam z uśmiechem kucając przed małym, który ochoczo skinął głową- Więc możemy ruszać!-dodałam, pomagając mu zeskoczyć ze szpitalnego łóżka
Przewiesiłam przez swoje ramię torbę, kierując się na równi ze swoim synkiem, który każdego pacjenta, lekarza i pielęgniarki obdarowywał szeroki, dziecięcym uśmiechem.
Sama również nie potrafiłam powstrzymać tego gestu. Mój synek był po porostu kochany. Opuściliśmy budynek szpitala, równie podobnych nastrojach. Szkoda, że równie szybko się one ulotniły.
Z niedowierzaniem spoglądałam na znajomą sylwetkę. Kręciłam głową, pośpiesznie ruszając przed siebie. Miałam nadzieje. Miałam tą cholerną nadzieje, na to, że nas nie zauważy.
-Julka…-usłyszałam za sobą
A jednak…nadzieja matką głupich.

Od autorki:
Trudno jest się wbić w temat zimowy...temat skoków narciarskich kiedy żyje się całkowicie innymi emocjiami, a do tego pora roku za oknem jest całkowicie inna..., ale mamy coś. Siódmą prawdę podobno. Mam nadzieje, że się Wam spodoba :)
Zapraszam również na inne moje opowiadania :)
Pozdrawiam ;*