niedziela, 14 września 2014

Prawda ostatnia.

Już tyle dni minęło odkąd widzieliśmy się po raz ostatni. Tak wiele rzeczy zmieniło się od tamtego czasu.
Wznosiłam swoje spojrzenie łagodnie po rysach malującej się we mgle Wielkiej Krokwi. Uśmiechnęłam się łagodnie na jej widok, biorąc kilka głębszych oddechów. Wróciłam. Wreszcie mogłam spowrotem zamieszkać w Zakopanym. W swoim mieście. Od zawsze tak było. Dla mnie Zakopane nie było tylko stolicą Polskich Tatr, ale również moją stolicą. Ostoją mojego ciała. Już jako mała dziewczynka pragnęłam tutaj zamieszkać. Wrażenie jakie na mnie wywierała ta miejscowość było nie do zabicia. Po prostu się zakochałam.
Zaciskałam w swoich dłoniach nerwowo wejściówkę na dzisiejsze zawody. Sznurowałam nerwowo wargi , starając się powstrzymać napływające do oczu łzy.
Wzięłam kilka głębszych oddechów, kierując się drżącym krokiem w stronę wejścia na teren skoczni. Co chwilę nerwowo rozglądałam się wokół siebie. Nie byłam pewna tego co mnie czeka, jednak byłam pewna, że jestem w odpowiednim miejscu.
 Z szerokim uśmiechem spoglądałam na gromadzących się kibiców. Bardzo miło spoglądać na to, jak cały naród. Sprzeczni sobie ludzie, spotykają się na jednym sportowym wydarzeniu, gdzie tworzą jedność. Gdzie spotykają się po to by wspierać swoich zawodników.
Kiwnięciem głowy podziękowałam mężczyźnie, który życzył Mi miłej zabawy. Poczułam się tak jak wtedy. Jak tego dnia gdy dzięki Majce znalazłam się po raz pierwszy na zawodach. Uśmiechnęłam się łagodnie, przymykając powieki. Czułam jakby to wszystko miało miejsce wczoraj. Jakby to co działo się przez ostatnie lata nie miało miejsce. Jakby czas na moment się zatrzymał. Wdychałam do swoich płuc łapczywie górskie, rześkie powietrze, starając się nie rozkleić. Wiedziałam, że nie da się wyrzucić z pamięci tych chwil. Chwil smutnych i radosnych , że one już do końca życia będą Mi towarzyszyć.
Zajęłam swoje miejsce na trybunach. Niestety Olivier nie czuł się za dobrze, a Ja nie chciałam ryzykować pogorszeniem Jego stanu.
Z bólem lustrowałam ogromny telebim , na którym malował się wizerunek Sebastiana. Wiedziałam, że mocno Go zraniłam. Wiedziałam również, że na to nie zasłużył. Był ze mną w chwilach kiedy nikogo nie było. Wspierał swoją obecnością, kiedy każdy miał mnie gdzieś.  Nigdy mu tego nie zapomnę. Nie zapomnę dobroci, bliskości i uczucia , jakim mnie obdarzył. Niestety ja nie potrafiłam wskrzesić w sobie miłość sprzed lat.
Spuszczam głowę , a swoje nieme spojrzenie wbijam w stopy, którymi nerwowo rysowałam nieznane mi znaczki na białym puchu. Zima. Najpiękniejsza pora roku. Pora roku, która zawierała w sobie wiele magii. Uśmiecham się szeroko, przenosząc swoje spojrzenie na ogromny telebim. Sama nawet nie zauważyłam gdy pierwsza seria małymi kroczkami zbliżała się ku końcowi. Bałam się tego. Chciała, aby ta chwila nastała jak najpóźniej. Aby zebrała w sobie siłę. Ale niestety już po chwili wokół mnie rozpoczęła się wielka wrzawa i wykrzykiwanie jednego nazwiska. Nazwiska, które potrafiło wałować uśmiech na moich ustach i łzy w kącikach oczu równocześnie.
Zaszklonym spojrzeniem lustrowałam Jego sylwetkę, która idealnie zrównała się z oporem powietrza. W pamięci wciąż miałam ten wypadek. Feralny dzień, który pozbawił mnie wszystkiego. Ukochanej osoby, szczęśliwej rodziny. Załkałam cicho, zakrywając swoje usta dłonią. Czułam jak po moim policzku spływa pojedyncza łza.
Wzniosłam się z miejsca wspólnie z zebranymi kibicami. Z dumą i szerokim uśmiechem na ustach klaskała w dłonie. Cieszyłam się Jego szczęściem.
Druga seria minęła równie szybko, ku uciesze Polskich kibiców. Kamil znów okazał swoją wielką formę i zatriumfował na Wielkiej Krokwi.

***

Z łagodnym uśmiechem spoglądałam na Piotrek, który z wielkim entuzjazmem obracał Mnie wokół własnej osi. Krzyczałam, piszczałam, groziłam, prosiłam, ale nawet to nie zmusiło Go do postawienia mnie na ziemi.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że tutaj jesteś. Może w końcu Kamil dzięki Tobie odżyje, od powrotu z Włoch nie jest zbytnio skory do rozmów czy nawet głupich żartów-rzucił ze smutkiem, a Ja pogłaskałam Go łagodnie dłonią po ramieniu
-Nie wiem czy moja obecność czasami nie pogorszy wszystkiego-wyszeptałam, odwracając swoje spojrzenie
Teraz nasze pary oczów się spotkały. Tak jak wtedy. Jak tamtego dnia poczułam przeszywające dreszcze na moim ciele.
-To Ja Was zostawię..-usłyszałam obok siebie głos Piotrka
Chciałam za Nim krzyczeć. Chciała, aby został. Nie potrafiłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Stałam , wpatrując się tępym spojrzeniem w Kamila. Byłam zdezorientowana gdy poczułam jak wtula mnie w swoje ciało. Uśmiechnęłam się łagodnie, odwzajemniając pieszczotę. Przymknęłam powieki, starając się oddać tej chwili. Łapczywie pochłaniałam jego ciało i zapach. Bliskość, z której tak brutalnie zostałam okradziona. Znów poczułam to ciepło na sercu. Iskrę nadziei.
-Mam nadzieje, że nie jest za późno..-wyszeptałam do Jego ucha, oddalając się od Niego na nieznaczną odległość.
-Na prawdziwą miłość nigdy nie jest za późno-odpowiedział, składając na moich ustach łagodny pocałunek
Muskał moje wargi, jakby wciąż nie wierząc, że tutaj jestem. Że znów jesteśmy razem. Uśmiechnęłam się, coraz mocniej pogłębiając pocałunek.

Jakiś czas później

Z zamyśleniem lustrowałam swoje odbicie , malujące się na gładkiej tafli lustra. Nie potrafiłam uwierzyć, w swoje szczęście. Z uśmiechem gładzę swoją dłonią zaokrąglony brzuch. Z szerokim uśmiechem również wbijam swoje spojrzenie w złotej obrączce, która lśniła na moim serdecznym palcu. Tak. Od kilku lat jestem Panią Stoch. Jak to brzmi.
Poczułam przyjemne ciepło za sobą. Poczułam , jak Jego ciepłe dłonie splatają się z moim. Uśmiechnęłam się, wznosząc swoje spojrzenie łagodnie ku górze. Kochała to, jak spoglądał na mnie tymi swoim lazurowymi tęczówkami. Spojrzeniem, przepełnionym uczuciem i troską.
-Kocham Cię-wyszeptał, składając krótki pocałunek na moim odsłoniętym obojczyku-Kocham Was-dodał, a Ja z szerokim uśmiechem odwróciłam się w Jego stronę
-A My, kochamy Ciebie-wyszeptałam, opierając swoje czoło , o Jego.

Jak wiele musi przejść kochająca się para, aby być wspólnie szczęśliwą? Otóż odpowiedź jest krótka. Wiele. Jednak warto przeżyć cierpienie, ponieważ tylko ono pozwala nam w pełni docenić szczęście.


KONIEC 

Od autorki:
Znów przeliczyłam swoje możliwości. Chciałam dobrze, a wyszło jak zwykle. Mam nadzieje, że nie jesteście na mnie złe. Sądziłam, że kolejna część wypali, ale  jednak się przeliczyłam. Dziękuję Wam za obecność. Dziękuję za ponad 20 tysięcy wyświetleń. Dziękuję za prawie  400 komentarzy . Za każde ciepłe słowo w nim ulokowane. Cieszę się, że pozostawałyście przy Mnie, przy Julce i Kamilu na dobre i złe. Dziękuje jeszcze raz ! :* Mam nadzieje, że osoby, które nie czytały również napiszą chociaż krótkie słowo. Ok…nie rozpisuje się więcej…Boże ja się chyba za chwilę popłaczę. Żegnam się z moim pierwszym , pisarskim dzieciątkiem…Ehh…, ale zawsze to co dobre szybko się kończy. Na obecną chwilę pozostaję tylko TUTAJ, jeśli nie macie mnie dość to zapraszam :) Do napisania ;*

wtorek, 19 sierpnia 2014

Prawda dziewiąta.

*Julka*
Zdezorientowana odsunęłam się na bok, przepuszczając Go w drzwiach. Z niedowierzaniem zatrzasnęłam za Sobą, drzwi podążając tuż za Nim. Pokręciłam głową, krzyżując swoje ręce na piersiach. Spoglądałam na Niego pytającym spojrzeniem, jednak On uciekał wzrokiem.
-Co ty tutaj robisz?-spytałam, zajmując miejsce obok Niego
Spoglądał na Mnie z troską, opuszkami palców gładząc moje policzki. Nie potrafiłam się na Niego gniewać. Nie potrafiłam, aczkolwiek bardzo tego pragnęłam.
-Sebastian…spytałam o coś-rzuciłam, mrużąc łagodni brwi
Spoglądałam na Niego z obrazą. Powtarzałam Mu, jednak z Nim jak grochem o ścianę. Nie posłuchał, albo przynajmniej udawał, że słucha, jednak potem i tak postępował według własnych przekonań.
-Musiałem. Przeprasza, nie denerwuj się…lepiej powiedz Mi, jak się czuje Oli-zaczyna, a do moich uszu dociera dźwięk lejącej się wody
Z niedowierzaniem spoglądałam na każde z jego poczynań, kręcąc z dezaprobatą głową.
-A co z sezonem? Konkursami? Przecież mówiłam Ci, że nie możesz tego odstawiać na baczne tory. Skoki to coś , co kochasz…dlaczego z tego rezygnujesz?-spytałam, stając z Nim twarzą w twarz
Spoglądałam wprost w Jego oczy. Oczy, w których dostrzegałam troskę, zmartwienie i miłość. Poczułam mocne ukłucie. Odwróciłam swoją głowę, wymijając Go.
Zajęłam swoje miejsce na kanapie. Nie długo musiałam czekać na blondyna. Nieobecnym spojrzeniem błądziłam po Jego twarzy. Przełknęłam głośno ślinę, a jej dźwięk echem roznosił się po mojej głowie.
-Co z małym?-spytał ponownie, a Ty bierzesz kilka głębszych oddechów
Spoglądasz prosto w Jego oczy.
-Wszystko w porządku. Okazało się, że to nie jest nic poważnego. Śpi na górze.- odpowiedziałam, zagryzając wargę
Skinął głową, podnosząc się z miejsca.
-Sebastian…-zaczęłam, łapiąc Go za ramię-…proszę porozmawiajmy-dodałam, a On skinął głowa, zajmując po chwili miejsce obok mnie
Przez dłuższą chwilę trwałam w ciszy. Nie potrafiłam się w sobie zebrać. Nie potrafiłam odnaleźć idealnych słów. Słów, które po prostu nie istniały.
-Przepraszam…-wyszeptałam po chwili, spoglądając na Niego zaszklonym spojrzeniem-Przepraszam, ale Ja tak nie potrafię. Wiem, że zadał Mi ogromny ból, ale miłość do Niego nie pozwala Mi funkcjonować-wyznałam, a On przytaknął głową, spuszczając wzrok
Spoglądałam na Niego ze smutkiem i zaskoczeniem. Bolało Mnie to, że przez Mnie cierpi. Że cierpi przez Mnie osoba, która nie powinna nigdy zaznać tego uczucia.
-Chcesz odejść , tak?-spytał, a Ja bezwładnie skinęłam głową- Dobrze. Zgadzam się. Jeśli to ma doprowadzić do twojego szczęścia…-szepnął
Pokręciłam ze łzami głową. Kochałam Go. Kochałam Go, jednak nie wystarczająco mocno, by zabiło to we mnie miłość do Kamila. Jak widać Sebastian był moją pierwszą miłością, ale to Kamil był ta prawdziwą.
-Przepraszam. Mam nadzieje, że znajdziesz kobietę, która da Ci to, czego Ja nie potrafiłam Ci dać-wyszeptałam, zaciskając w mocnym uścisku nasze dłonie
Poczułam jak po moim policzku spływają łzy. Ten moment należało do tych najtrudniejszych. Pocałowałam Go w policzek.
-Jeszcze raz …przepraszam-powiedziałam, zsuwając ze swojego serdecznego palca, złota obrączkę
Odłożyłam Ją z głuchym dźwiękiem na szklany stoliczek. Uniosłam się łagodnie ku górze, wilgną dłonią ocierając swoje spodnie. Kierowałam się przed Siebie.

*Sebastian*
Pustym wzrokiem wpatrywałem się w obrączkę, na które były wygrawerowane nasze imiona. Data, która powinna wzbudzać radość, a w obecnej chwili wzbudza tylko zbędny ból.
Uniosłem się z miejsca. Skierowałem swoje kroki w stronę domowego barku. Skoki traciły dla mnie sens, a w obecnej chwili w swoim życiu również nie potrafię go dostrzec. Przekręciłem kluczyk, sięgając po jedne ze swoich ulubionych trunków. Jego brązową cieczą wypełniłem jedną z szklanek, zatapiając po chwili w Niej swoje usta. Skrzywiłem się nieznacznie, odsuwając naczynie od swoich ust. Ułożyłem ją na blacie, zatrzaskując drzwiczki.
Spojrzałem pustym wzrokiem na schody. Po woli zaczynałem kierować się w ich stronę. Bez problemu przemierzyłem każdy ze stopni. Widocznie wypity alkohol , nie potrafił wpłynąć na stan mojej równowagi. Oparłem się o framugę jednych z drzwi, pustym wzrokiem wpatrując się w poczynania Juli. Pustym, nieobecnym spojrzeniem, wpatrywałem się w ubrania, które lądowały bezwładnie na dnie walizki.
Po chwili Julka stanęła obok Mnie. Jej spojrzenie znów świdrowało moje ciało. Odsuwam się Jej z drogi, ale Ona , ani drgnie.
-Mam nadzieje, że będziesz szczęśliwy-wyszeptała, całując mnie w policzek
Stałem tam. Wciąż. Nie potrafiłem wydusić z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Nie potrafiłem nawet pójść za Nią. Widziałem Oliviera, który malutkimi stópkami podąża za Nią. Był zbyt zaspany, by mnie dostrzegł. Spoglądałem na Nich ze szczytu schodów. Przymknąłem powieki, wsłuchując się w głuchy dźwięk, zatrzaskujących się drzwi.
Twoje małżeństwo właśnie się skończyło, Sebastian. Ale czy ono w ogóle istniało?
Wróciłem do salonu. Sięgnąłem do barku, wyciągając znajomą Mi butelkę. Zaciskałem Ją z całej siły w swoich dłoniach, opadając bezwładnie na skórzaną kanapę.
Jeden kieliszek. Drugi kieliszek. Po woli traciłem rachubę i świadomość.
Pukanie do drzwi. Nagłe i rytmiczne , uderzanie o ich zewnętrzną część. Wybełkotałem coś bez jakiego sensu, kierując się chwiejnym krokiem w ich stronę. Otworzyłem je, z ironicznym uśmiechem prychając. Wróciłem na swoje miejsce, lokując swoje spojrzenie w brązowym trunku, który wypełniał przeźroczystą szklankę.
-Jest Julia?-spytał, a Ja spojrzałem na Niego jak na idiotę, unosząc naczynie łagodnie do góry
-Za zdrowie Juli, która poszukuje swojego Romea, którym bynajmniej nie jestem Ja-rzuciłem, upijając całą zawartość alkoholu
Skrzywiłem się nieznacznie, kręcąc głową z niezrozumiałymi jękami.
-Gdzie Oni są?-ponowił swoje pytanie, a Ja spojrzałem na Niego jak na idiotę
-Ooo widzę, że już wiesz o swoim synku. Przepraszam…raczej Moim. To ja Go wychowywałem. To Ja przez dwa lata byłem dla niego ojcem. Kierowałem funkcją , którą Ty powinieneś kierować, Kamilu-rzuciłem  z przekąsem , celując w Jego kierunku palcem

*Kamil*
Poczułem ból. Jego słowa zadawały mi potworny ból. Cios, z którego trudem podnosiłem się do góry.
-Może i tak…jestem Ci za to wdzięczny, ale gdybym wtedy nie stracił pamięci..-zacząłem, zajmując miejsce obok niego
-Ten kto chcesz szuka sposobu, ten kto nie chcesz szuka powodu-wyznał, upijając łyk alkoholu
Wyrywałem z Jego rąk szklankę. Nie potrafiłem patrzeć na to , jak ktoś zatraca się w nałogu. Nałogu, któremu w późniejszym czasie tak trudno sprostać.
-Wal się-rzucił, opadając bezwładnie na kanapę
Wróciłem do Niego , odstawiając szklankę na segment.
-Gdzie jest Julia?-spytałem, łagodnie uderzając Go w ramię
Jego źrenice znów się poszerzył, a nich dostrzegałem coraz więcej nienawiści.
-Nie wiem. Wyszła. Wzięła Oliviera i wyszła. Zostawiła Mi tylko to-odpowiedział, rzucając w moja stronę mały przedmiot
Z niedowierzaniem spoglądałem na złotą obrączkę. Z niedowierzaniem spoglądałem raz na nią, a raz na Niego. Włoch coraz bardziej pogrążał się we śnie. Zacisnąłem swoją dłoń, a na moich ustach pojawił się uśmiech. Odłożyłem biżuterię na stolik, biorąc do ręki leżącą na nim ramkę ze zdjęciem. Zdjęciem Julki jeszcze z okresu ciąży. Jej brzuszek, w którym mieszkał Nasz synek. Opuszkami palców błądziłem po Jej uśmiechu.
Odłożyłem ramkę na miejsce, opuszczając pośpiesznie posesję. Z uśmiechem spojrzałem w Niebo.
-Dziękuję-wyszeptałem, kierując się w stronę hotelu


Od autorki:
Mamy dziewiątkę. Jeszcze tylko sześć, a może raczej aż sześć rozdziałów, epilog i koniec. Mimo , iż przeżywałam swoje wzloty i upadki, to jednak bardzo smutno Mi z powodów końca, ale czuję, że nic ciekawszego nie wymyślę na dalszą część tej historii. Mam nadzieje, że Wam się podoba. 
Kocham Was ! <3 Do następnego ;* Pozdrawiam cieplutko! :)
Zapraszam również tutaj : Paryskie Uczucie
Opowiadanie, które może po części zniweluje smutek po zakończeni Pustej Obietnicy :)

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Prawda ósma.

Przystanęłam w miejscu. Zagryzałam nerwowo wargi, przykucając przy Olivierze.
Uśmiechnęłam się w Jego stronę, całując w czubek głowy.
-Skarbie mamusia musi zamienić z Panek kilka słów…proszę Cię słońce wsiądź do samochodu, dobrze?-spytałam, unosząc się do góry
Chłopczyk ochoczo skinął główką, zajmując miejsce na tylnym siedzeniu mojego samochodu. Z uśmiechem zatrzasnęłam drzwi. Przez moment trwałam w swojej pozycji. Nie potrafiłam się odwrócić. Nie potrafiłam przybrać w swoich myślach idealnych słów.
-Myślałam, że zrozumiałeś. Że uszanowałaś to, że nie chcę zmienić swojego życia. Że nie chcę po raz kolejny przechodzić przez to samo-wyszeptałam, spoglądając w Jego oczy
Oddaliliśmy się na nieznaczną odległość. Moje dłonie drżały. Moje ciało drżało.
-Ja również tego nie chcę… chcę tylko naprawić to co zniszczyłem. Odzyskać to co straciłem...Julio…-zaczął
Dzielący nas dystans skracał się do minimalności. Kręciłam nerwowo głową, czując piekące w kącikach oczu łzy. Mimo tego wszystko chciałam znów to przeżyć. Poczuć smak ust, który niegdyś towarzyszył mi na co dzień. Ale nie mogłam. Miałam Sebastiana.
Odskoczyłam od Kamila, spoglądając na niego wymownie.
Spoglądałam z bóle w Jego niebieskie tęczówki. Z bólem również wypowiadałam każde kolejne słowa.
-Jestem szczęśliwa…dlaczego to niszczysz? Dlaczego znów powodujesz łzy w moich oczach. Smutek przeceniający serce, dlaczego?-spytałam, spoglądając  w Jego oczy
Widziałam w Nich smutek. Porównywalną rozpacz do mojej.
-Może lepiej nie wracać do przeszłości..? Może lepiej żyć tym co ma się teraz.?-spytałam , niepewnie spoglądając na Niego
Pokręcił przecząco głowa, otulając swoim dłońmi moje nadgarstki.
Nie wyrywałam się. Nie chciałam robić zbędnego zamieszania. Spojrzałam ze smutkiem na Kamila, a później na Oliego, który przyglądał się Nam z zaciekawieniem. Byli tacy podobni. Tak wiele Ich łączyło.
-Mamy syna.-wyszeptał
Jego ciepły oddech drażnił moje policzki. Usta, które drżały pod wpływem Jego łagodnych pocałunków. Zagryzłam wargę od środka, pogłębiając pieszczotę. Chciałam tego. Pragnęłam znów poczuć się jak wtedy. Jak wtedy gdy byłam szczęśliwa. Szczęśliwa z Kamilem.
Moja dłoń otuliła Jego szyję, a druga wplatała się w Jego włosy. Brązowe końcówki, które zaciskałam w swoich dłoniach.
Oddaliłam się po chwili od Niego. Mój oddech był płytki i przyspieszony.
-Nie mogę od Niego odejść…po prostu nie mogę. Przepraszam-wyznałam, kręcą przecząco głową
Biegłam ile sił przed siebie. Zajęłam pośpiesznie miejsce za kierownicą, z piskiem opon ruszając w kierunku swojego mieszkania.
Moje serce biło jak oszalałe. Drżącą dłonią zapięłam pas, spoglądając kątem oka na Oliego. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Mój synek słodko spał.
Powróciłam wzrokiem na jezdnię. Nie potrafiłam wymazać z pamięci zaistniałej niedawno sytuacji. Równie bardziej nie potrafiłam pozbyć się ze swojego serca Kamila.
Zatrzymałam samochód na poboczu. Po woli opuściłam swoje miejsce. Otworzyłam tylne drzwi, sięgając po kocyk, ulokowany w bagażniku. Wróciłam , okrywając cieniutkim materiałem sylwetki swojego synka. Ucałowałam Go w czubek głowy, zatrzaskując drzwi. Oparłam się o maskę samochodu, wdychając do swoich płuc rześkie, zimowe , włoskie powietrze. Przymknęłam powieki, czując jak spod nich wypływają pojedyncze łzy. Ukryłam swoja twarz w dłoniach, łagodnie osuwając sią na dół.
Kochałam Go. Wciąż. Mimo wszystko, moje serce wciąż biło dla Niego. Tylko dla Niego. Głupie.

*Kamil*
Ze złością spoglądałem na znikający z polu mojego widzenia samochód. Jednak mimo wszystko poczułem nadzieje. Nadzieje, na odbudowanie wszystkiego co zniszczyłem. Na swoich wargach wciąż czułem znajome, przyjemne ciepło. Wargi Juli, kobiety , która od zawsze znaczyła dla Mnie wszystko.
Złapałem taksówkę, kierując się w stronę hotelu. Potrzebowałem chwili na spokojne przemyślenia. Wiedziałem, że Juli będzie trudno zostawić Sebastiana. Rozumiem to, ale dała mi znak. Znak na to, że mogę walczyć. Że w głębi duszy Ona tego chce.
-Będziemy razem. Znów. Wspólnie. Szczęśliwi-wyszeptałem, pustym wzrokiem błądząc po zmieniających się zza oknem krajobrazach
Po zaskakująco krótkiej podróży znalazłem się na miejscu. Witając się kiwnięciem głowy z recepcjonistą, skierowałem się w stronę swojego pokoju.
Spojrzałem katem oka na Piotrka, który rozmawiał ze swoją żoną na skeypie. Uniosłem dłonie w geście poddania, cofając się do tyłu. Spacer. On dobrze Mi zrobi.
Zbiegłem spowrotem po schodach, opuszczając po chwili gmach budynku. Ukryłem swoje dłonie w kieszeni, rozglądając się raz na prawo, a raz na lewo. Postanowiłem skierować się w pierwszą lepszą stronę. Szedłem przed Siebie, wsłuchując się w swoje myśli. Głosy, które rozchodziły się po mojej głowie.
Z zamyśleniem spoglądałem na mijające mnie pary. Na mijające mnie małżeństwa ze swoimi pociechami. Uśmiechnąłem się blado. Nie mogłem zaprzestać. Musiałem walczyć. Skierowałem się w dobrze znanym Mi kierunku.

*Julia*
Po krótkiej chwili uspokojenia, wróciłam do domu. Po cichu zamknęłam za sobą drzwi, poprawiając na rękach śpiącego synka. Skierowałam się z Nim po schodach na górę, łagodnie układając go na łóżku. Z łagodnym uśmiechem spoglądałam na Jego blady uśmiech, błądzący po Jego ustach.  Po cichu opuściłam pokój małego, w równie podobnym sposobie zamykając za sobą drzwi. Zeszłam po woli po schodach, przecierając dłonią zmęczoną twarz.
Zajęłam swoje miejsce na krześle, ukrywając swoja twarz w dłoniach. Czułam nieprzyjemne ciepło na swoich policzkach. Nie chciałam płakać. Nie chciałam się rozklejać, ale dzisiaj. Dzisiaj zaczęłam na nowo rozmyślać, co by było gdyby...Co by było gdybym wróciła do Kamila?
Z rozmyśleń wybudziło mnie pukanie do drzwi. Rytmiczne uderzanie o ich zewnętrzną część.
Spojrzałam na nie zamyślonym spojrzeniem z niechęcią unoszą się ku górze.

Kiedy tylko stanęłam przed Nimi, nacisnęłam na klamkę, z niedowierzaniem spoglądając na swojego gościa.

Od autorki:
Już ósemeczka. Już druga seria. Jak ten czas płynie? Dostałam wiatru w żagle i historia jest już niemal skończona. Kilka rozdziału i niestety pożegnamy się z Julią i Kamilem. Smutno mi, ale tak musi być.
Pozdrawiam ;*

sobota, 9 sierpnia 2014

Prawda siódma.

*Sebastian*
-Idiota! Czy Ty jesteś świadomy tego co zrobiłeś?-spytałem, odpychając swojego przyjaciela na hotelowe łóżko
Nie potrafiłem powstrzymać swoje złości. Narastającej frustracji.
-Zaufałem Ci. Julia Ci zaufała!-krzyknąłem, nerwowo poruszając się na naszym pokoju
Spoglądałem na niego z nienawiścią. Zaufałem Mu, a on tak po prostu wszystko Mu wyjawił. Julka prosiła mnie o dyskrecje.
Prychnąłem, spoglądając wzrokiem na topiące się we śnie Kussamo. Już dawno powinniśmy spać. Już od dawno powinniśmy tonąć w ramionach morfeusza.  
-Przepraszam. Naprawdę jest mi przykro, ale Piotrek mnie podszedł. Przepraszam. Wybacz Mi…-odpowiedział
Spoglądałem na Niego z niedowierzaniem. On chyba naprawdę nie był świadomy tego, co teraz może stać się z moim życiem. Julki życiem.
Pośpiesznie zabierałem swoja kurtkę, na nogi założyłem buty. Opuściłem hotelowy pokój, nie zważając się na roznoszące się za mnę krzyki. Zbiegłem po schodach, opuszczając gmach budynku.
Odnalazłem na dnie swojej kieszeni telefon, drżącą dłonią wykręcając dobrze znany mi numer.
-Halo..-usłyszałem zaspany głos Julki
Zmarszczyłem łagodnie brwi, odstawiając komórkę od swojego ucha. Fakt. Na swoim wyświetlaczu dostrzegłem późną godzinne nocną.  
-Wszystko w porządku…?-spytałem, nerwowo zagryzając wargę
Na białym puchu idealnie odciskały się moje podeszwy, które stawały się poszlaka w moich poszukiwaniach. Odszedłem na znaczną odległość, zajmując miejsce na jednej z ławeczek.
-Nic nie jest w porządku -usłyszałem Jej łamiący się głos
Zadrżałem. Nie z zimna, a z obawy. Bałem się. Bałem się, że Ją stracę, Ich stracę. Moja dłoń mimowolnie zacisnęła się w pięść.
Ciche westchnięcie i szloch wybudził mnie z zamyślenia.
-Julka…-wyszeptałem, czekając na Jej reakcję
-Oli jest w szpitalu! Na szczęście już wszystko w porządku…,ale…,ale Kamil tutaj jest!
Wziąłem kilka głębszych oddechów, starając się ułożyć w swoich myślach idealny monolog. Jak na złość nie potrafiłem z siebie nic wydusić.
-Przepraszam…-wyszeptałem
-Za co?-spytała, a Ja pokręciłem głową, przecierając lodowatą dłonią , twarz
-To wszystko prze Mnie. Ja nie wiedziałem, że on ma taki niewyparzony język. Uważałem Go za swojego przyjaciela.-wyznałem, a Ona już całkowicie się rozkleiła
Poczułem ukłucie w sercu. Mocny przeszywający, ból. Nigdy nie chciałem, aby przez mnie płakała. Nigdy nie chciałem, aby cierpiała. A teraz? Wszystko stało się moją winą.
-Julka…-zacząłem-Może lepiej będzie jeśli Ja do Was wrócę. Nie możecie teraz być sami-dodałem, nerwowo przemieszczając się po powierzchni pobliskiego parku
-Nie-zaprzeczyła-Nie możesz przez nas tracić kolejnego sezonu. Nie zgadzam się na to.-dodała, a ja skinąłem bezwładnie głową
-Dobrze. Odezwie się do was jutro. Spokojnej nocy-wyszeptałem, a po cichym słowie dobranoc , nacisnąłem czerwoną słuchawkę.
Trwałem w swojej pozycji przez dłuższą chwilę. Mój oddech stawała się coraz cięższy. Blady obłoczek unosił się wokół moich ust.
Moje dłonie mimowolnie zaciskały się wokół telefonu. Strach paraliżował moje ciało.
-Nie chcę was stracić…nie mogę-wyszeptałem, ukrywając swoja twarz w dłoniach

*Julka*

Odrzuciłam swój telefon spowrotem do torebki.
Przeciągnęłam się, dłonią przeczesując swoje włosy. Zaspanym wzrokiem spoglądałam na śpiącą twarzyczkę swojego synka. Opuszkami palców przejechałam wzdłuż jego policzków. Na szczęście gorączka ustępowałam. Uśmiechnąłem się blado, układając swoja głowę spowrotem na oparciu krzesła. Byłam wykończona, ale nie mogłam zostawić Go samego. Był jeszcze taki malutki.
Sen nie przychodził. Pustym wzrokiem błądziłam po szpitalnej Sali, w której zaczynało pojawiać się coraz więcej światła. Dzień. Kolejne dwadzieścia cztery godziny do przeżycia.
-Mamusiu…-usłyszałam niewyraźny głos Oliveira
Niczym oparzona uniosłam się ze swojego miejsca.
-Jestem przy Tobie , skarbie-wyszeptałam, całując go w czubek głowy
Chłopczyk uśmiechnął się, co odwzajemniłam. Dostrzegłam na Jego ustach coraz więcej siły. Siły, której w ostatnich dniach nie potrafiłam dostrzec.
O godzinie dziewiątej pojawili się lekarze, którzy stwierdzili, że mały w szybkim tępię wraca do siebie i już jutro będzie mógł opuścić szpital.
-Dziękuję-wyznałam w kierunku mężczyzny
-Nie ma mi pani za co dziękować-odpowiedział z uśmiechem-Taka już moja praca.-dodał, opuszczając pomieszczenie
-Widzisz kochanie, jutro wrócimy już do domku-wyszeptałam, gładząc go po włoskach

*Następnego dnia*
-Mamy już wszystko?-spytałam z uśmiechem kucając przed małym, który ochoczo skinął głową- Więc możemy ruszać!-dodałam, pomagając mu zeskoczyć ze szpitalnego łóżka
Przewiesiłam przez swoje ramię torbę, kierując się na równi ze swoim synkiem, który każdego pacjenta, lekarza i pielęgniarki obdarowywał szeroki, dziecięcym uśmiechem.
Sama również nie potrafiłam powstrzymać tego gestu. Mój synek był po porostu kochany. Opuściliśmy budynek szpitala, równie podobnych nastrojach. Szkoda, że równie szybko się one ulotniły.
Z niedowierzaniem spoglądałam na znajomą sylwetkę. Kręciłam głową, pośpiesznie ruszając przed siebie. Miałam nadzieje. Miałam tą cholerną nadzieje, na to, że nas nie zauważy.
-Julka…-usłyszałam za sobą
A jednak…nadzieja matką głupich.

Od autorki:
Trudno jest się wbić w temat zimowy...temat skoków narciarskich kiedy żyje się całkowicie innymi emocjiami, a do tego pora roku za oknem jest całkowicie inna..., ale mamy coś. Siódmą prawdę podobno. Mam nadzieje, że się Wam spodoba :)
Zapraszam również na inne moje opowiadania :)
Pozdrawiam ;*

wtorek, 29 lipca 2014

Prawda szósta.

Nie potrafiłam powstrzymać swoich łez, które bezwładnie spływały po moich policzkach. Czułam ogromną złość, że już wcześniej nie podjęłaś tego kroku. Że już wcześniej nie zabrałam go do szpitala. Czułam, że z nim nie dzieje się za dobrze, a jednak zwlekałam z tym krokiem.
Nie potrafię usiedzieć na swoim miejscu. Z wyczekiwaniem oczekiwałam na jaką kolwiek wiadomość. Miałam złe przeczucia. Złe myśli, które mimowolnie krążyły w moich myślach. Nie miałam nawet chwili na rozmowę z Kamilem. Ja jakiekolwiek wyjaśnienia z jego strony. Nie wiem po co wrócił.
Spojrzałam na niego i zauważyłam, że jest bardzo przejęty tym wszystkim. Kręciłam głową, zagryzając dolną wargę. Uniosłam się ze swojego miejsca, zaszklonym wzrokiem mierząc wszystko to co działo się za szklaną szybą. Bezwładnie błądziłam dłonią po malującej się na niej sylwetce swojego synka. Był taki malutki.
Po chwili dostrzegłam lekarza, którego wyraz twarzy był dla mnie całkowicie nie zrozumiały. Jak oparzona skierowałam się w jego stronę.
-Proszę powiedzieć mi co z moim dzieckiem? Wyzdrowieje?-w moich myślach kotłowało się tyle pytań, ale jednak chciałam się jak najszybciej znaleźć przy Olim
-Stan jest stabilny, ale jednak chłopczyk jest bardzo odwodniony, ale jego życiu nie zagraża już żadne poważniejsze zagrożenie. Mogą państwo do niego wejść-skwitował z uśmiechem, mijając ciebie
Weszłam do jego Sali, po cichutku zajmując miejsce obok niego. Przez dłuższą chwilę, w ciszy, wpatrywałam się w jego bezwładnie ciało, które spoczywało na szpitalnym łóżku. Nie potrafiłam powstrzymać łez. Nie potrafiłam powstrzymać myśli, które powtarzały mi, że mogłam go stracić. Że mogłam już na zawsze go stracić. Poczułam czyjąś obecność. Nie musiałam zgadywać, czułam, że to był Kamil. Spojrzałam na niego przez ramię, podnosząc się z miejsca.
-Możemy porozmawiać?-spytałam, spoglądając na niego nieobecnym wzrokiem
Skinął głową, na co wspólnie opuściliśmy szpitalną salę. Wzrokiem wciąż wpatrywałam się w śpiącą twarzyczkę swojego synka. Jednak po chwili powróciłam do rzeczywistości. Między mną, a Kamilem panowała cisza. Starałam się ułożyć idealny zestaw pytań, na które chciałam uzyskać odpowiedź.
-Po co tutaj przyjechałeś? Po co znów pojawiłeś się w moim życiu? Myślałam, że po tym wszystkim dasz mi spokój-wyszeptałam, a do moich oczu zaczynało napływać coraz więcej łez
Kręci głową, a ty zagryzasz swoje wargi.
-Odzyskałem pamięć. Wiem, że zadałem Ci ogromny ból, ale zrozum…,że ja wtedy nie pamiętałem co się ze mną działo. Żyłem w przeświadczeniu, że moje małżeństwo wciąż istnieje. Wiesz, że gdybym był świadomy…nigdy bym nie powiedział tego, co zraniło by Ciebie-powiedział, a ja kręcę głową, wymijając go.
-Ja już nie jestem dawna Julią-powiedziałam, spoglądając na niego- I już nigdy nią nie będę-dodałam, kierując się przed siebie
Biegłam ile sił przed siebie, nie zważając na jego nawoływanie. Przystanęłam na skrzyżowaniu korytarza, nerwowo rozglądając się wokół siebie. Potrzebowałam chwili samotności. Po krótkim czasie dotarłam na zewnątrz. Z dużym impetem odrzuciłam od siebie drzwi. Bezwładnym krokiem oddaliłam się na kilka milimetrów, łagodnie osuwając się po ścianie budynku. W mojej głowie wciąż toczyła się zawzięta walka. W moim ciele toczyła się istna wojna. Bitwa pomiędzy sercem, a rozsądkiem. Każde z nich poruszało inne kwestie. Przeczesałam swoją lodowatą dłonią włosy, zaciskając kila z nich w swojej dłoni. Przymykałam swoje powieki, spod których spływały łzy. Tak bardzo chciałam o Nim zapomnieć. O miłości, która wciąż tliła się w moim sercu.
-Julka..-słyszę nad sobą jego łagodny głos
Już po chwili poczułam na swoich ramionach jego dłonie. Tak bardzo pragnęłam się w niego wtulić i powiedzieć, że wszystko się ułoży. Ale nie potrafiłam. Byłam zbyt dumna. Po tym wszystkim co mi zrobił. Po tych wszystkich słowach, które do dzisiejszego dnia brutalnie zadają mi ból. Do wypłakanych łez i nieprzespanych nocy. Tego nie da się po prostu zapomnieć.
Wyrwałam się z jego objęć, spoglądając z nienawiścią w jego oczach.
-Odejdź. Wyjedź. Zostaw mnie i mojego synka w spokoju. Nie potrzebujemy Ciebie-ostatnie słowa najtrudniej przyszło mi z siebie wydusić
Podnosiłam się pospiesznie ze swojego miejsca, równie szybko , wracając do ciepłego wnętrza. Opuszkami palców starłam spływające łzy. W swoim sercu czułam poczucie winy. Ukłucie, które było spowodowane moim zachowaniem. Kochałam Kamila i to się nie zmieniło, ale jednak moje życie wygląda inaczej. Mam męża. Sebastian, to właśnie on  był przy mnie w najtrudniejszych , a za razem najpiękniejszych momentach mojego życia. Wspierał mnie , a ja nie potrafię go zranić. On na to po prostu nie zasłużył. Po cichutku przekroczyłam próg sali, równie bezszelestnie zajmując swoje poprzednie miejsce. Gładziłam jego dłoń, czując jak po moich policzkach spływają kolejne łzy.
-Mam nadzieje, że nigdy nie będziesz miał mi tego za złe..-wyszeptałam, całując go w czubek głowy

*Kamil*

Tępym wzrokiem wpatrywałem się przed siebie. W moich myślach wciąż odbijały się jej słowa. Odejdź. Wyjedź. Zostaw mnie. Czułem ból, ale wiedziałem, że to uczucie nie mogło mierzyć się z tym, co przeżyła przez mnie Julka. Poczułem jak po moich policzkach zaczynają spływać łzy. Chciałem ich odzyskać. Chciałem odbudować wszystko to, co zniszczyłem przed lat. Odzyskać jej miłość i wybaczenie. Wiedziałem, że nie należałoby to wszystko do najłatwiejszych zadań, ale miałem nadzieje. Podniosłem się ze swojego miejsca, podążając w kierunku taksówki. Musiałem wrócić do hotelu. Przemyśleć na spokojnie wszystkie wydarzenia. Jednak byłem pewien jednego, nie mogłem odpuścić. Chciałem wrócić do swojego dawnego życia. Do mojej ukochanej. Zająłem miejsce na tylnym siedzeniu, rzucając w kierunku kierowcy, adres swojego , tymczasowego miejsca zamieszkania. Pustym wzrokiem błądziłem po topiącym się we śnie miasteczku. Zagryzałem wargę , starając się powstrzymać łzy. Musiałem być silny. Musiałem zawalczyć o jej wybaczenie.  

Od autorki:
Coś się tutaj pojawiło. Coś co pisałam naprawdę szybko i bez komplikacji. Może to dobry znak? :)

czwartek, 24 lipca 2014

Prawda piąta.

Nerwowo, co jakiś czas spoglądałem na tablicę przylotów i odlotów. Jak na złość nasz samolot musiał mieć kilku godzinne opóźnienie. Po raz kolejny, wciągu przeszło kilku minut przemierzałem długość poczekalni. Z uśmiechem podążałem w kierunku odprawy, gdy tylko wokół mnie rozniósł się kobiecy głos, który poinformował zebranych pasażerów o tym, że ich samolot jest przygotowany do podróży. Momentalnie odnaleźliśmy swoje miejsca. Ułożyłem się wygodnie w miękkim fotelu, lokując swój wzrok na krajobrazie roznoszącym się zza niewielkim okienkiem. Do moich uszu docierały pojedyncze słowa wypowiadane przez Piotrka, który to wszystko jak jakąś tajną misję. Zaśmiałem się na samo wspomnienie wypowiedzianych przez niego słów.
-Ja w tym nic śmiesznego nie widzę…-rzucił zjadając się, beskidzkimi paluszkami
Przyglądałem się mu ze śmiechem.
-Dopiero mieliśmy śniadanie…-powiedziałem, spoglądając na niego z uniesionymi brwiami-A do tego trwa sezon, wiesz, że trener Cię zabije jak przytyjesz?-spytałem, a on wzruszył ramionami
-Trenera tutaj nie ma jakbyś nie zauważył, a kilogramy zawsze można zrzucić. Nie bój żaby-rzucił, bezwładnie wzruszając ramionami
Posyłasz mu blady uśmiech, przymykając oczy. Przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka. W moich myślach toczyła się istna wojna. Wszystkie sprzeczne swoje myśli, biły się , chcąc zmusić mnie do podjęcia odpowiedniej decyzji, a ja nie wiedziałem. Nie wiedziałem, co się wydarzy kiedy ją spotkam. Nie wiem co czeka mnie na miejscu. Jednego jestem pewien, muszę walczyć. To jedyne co mi pozostało.  Mrużę łagodnie brwi , spoglądając pustym wzrokiem przez niewielkie okienko. Nizinne tereny, który rozmazanie odbijały się w moich oczach.
Po paro godzinnej podróży jesteśmy na miejscu. Z wielkim uśmiechem opuściłem samolot, odbierając swój bagaż.
-To teraz do hotelu, a później na zwiedzanie!-zawył wesoło Piotrek , jako pierwszy opuszczając budynek włoskiego lotniska
Pokręciłem przecząco głowa, łapiąc go za kaptur kurtki.
-Chyba zapomniałeś dlaczego się tutaj znaleźliśmy-powiedziałem, a do moich uszu dotarło ciężkie westchnięcie, mojego towarzysza
Puściłem go i wspólnie opuściliśmy budynek. Nerwowo rozglądałem się wokół siebie w poszukiwaniu taksówki. Uśmiechnąłem się pod nosem, łapiąc jedną z nich.
-Wsiadaj-rzuciłem w kierunku Piotrka, otwierając mu drzwi
Zajęliśmy miejsca na tylnym siedzeniu.
-Proszę do najbliższego hotelu-powiedziałem, a mężczyzną skinął głową, ruszając z piskiem opon przed siebie
Teraz potrzebowałem chwili na odświeżenie się, szybki prysznic , chwila odpoczynku i wyruszymy na poszukiwania Julki i mojego syna. Uśmiechnąłem się pod nosem, zamyślonym wzrokiem błądząc bo włoskich uliczkach. Miasteczko nie było zbyt duże, ale za to bardzo piękne. Po paro minutowej drodze znaleźliśmy się przez hotelem. Pożegnaliśmy się z kierowcą, płacąc jednocześnie za swoją podróż.
Weszliśmy do środka, pospiesznie zakwaterowaliśmy się w swoich pokojach. Wziąłem szybki prysznic, chwila odpoczynku i ruszyliśmy pod podany przez przyjaciela adres. Z zamyśleniem spoglądałem na niewielki domek, na obrzeżach miasta. Wziąłem parę głębszych oddechów, spoglądając na Piotrka, który gestem dłoni popchnął mnie w jego kierunku. Spojrzałem na niego karcącym wzrokiem, przystając niepewnie przy drzwiach.

*Julka*
Jak na złość mały musiał akurat teraz się rozchorować. Teraz kiedy zostaliśmy sami w domu. Sebastian niestety musiał stawić się na pierwszych konkursach Pucharu Świata, a ja musiałam wziąść kilka dni wolnego.
Ułożyłam się wygodnie na łóżku obok śpiącego Oliego, łagodnie gładząc go dłonią po mokrych włoskach. Ucałowałam go w czubek głowy, czując nie przyjemne ciepło na swoich ustach. Gorączka nie ustępowała. Coraz bardziej się obawiałam. Lekarz nie stwierdził niczego poważnego, ale ja czułam. Czułam, że z nim nie jest najlepiej.
Podniosłam się z miejsca, spoglądając na sylwetkę swojego synka. Żadne z lekarstw nie pomagały. Na dłuższą metę wiedziałam, że to wszystko nie będzie miało sensu i będę musiała pojechać z nim do szpitala. Miałam jednak nadzieje na to, że gorączka ustąpi. Opuściłam pokój małego, delikatnie przymykając drzwi. Zeszłam po schodach, dłonią obolały kark. Nie przespałam nawet minuty dzisiejszej nocy. Cały czas czuwałam przy jego łóżku. Usiadłam na krześle, ukrywając swoją twarz w dłoniach. Pukanie do drzwi, obudziło nie z zamyślenia. Uniosłam się ku górze, kierując swoje kroki w ich stronę. Nie spoglądając nawet przez wizjer, otworzyłam je wpatrując się z zaskoczeniem w swojego gościa.
-Kamil…?-zaczęłam niepewni, czując jak moje serc przyspiesza swoją pracę  
W ciszy wpatrywaliśmy się w siebie przez dłuższą chwilę. Kręciłam z niedowierzaniem głową, czując napływające do moich oczu łzy.
-To niemożliwe-dodałam, chcąc jak najszybciej zamknąć za sobą drzwi –Czego do mnie chcesz?-spytałam, czując jak mój głos coraz bardziej załamuje się pod natłokiem łez
Nie odpowiedział. Przeszkodził mu paniczny krzyk Oliviera. Pobiegłam w stronę schodów, nie spoglądając nawet na to, że tuż za mną podąża Kamil. Wpadłam do pokoju, zauważając małego, który był cały zalany potem. Uklękłam tuż przy nim, czując mocny ból. Kamil podszedł do niego, kładąc swoją dłoń na jego czole.
-Jest cały rozpalony. Musimy jechać do szpitala-krzyknął, nie miałam nawet siły na to, aby wyrwać go z ramion brunet
Ubrałam małego w czyste ubrania, założyłam kurtkę i okryłam kocem. Zbiegłam pośpiesznie po schodach, zabierając najpotrzebniejsze rzeczy.  
Wbiegłam za Kamilem z domu. Zamknęłam drzwi, wyprowadzając samochód z garażu.
-Lepiej będzie jeśli to ja poprowadzę-powiedział, a ja uniosłam swoją twarz ku górze
Zaszklonym wzrokiem spoglądałam w jego niebieskie oczy, niepewnie kiwając głową. Zajęłam miejsce na tylnym siedzeniu, ze łzami w oczach tuląc do siebie bezwładną sylwetkę swojego syna. Bałam się. Nigdy nie czułam większego strachu.


Od autorki:
I znów po woli docieramy do końca. Jeszcze dosłownie kilka rozdziałów. Przykro mi z tego powodu, ale również  z powodu, że nie potrafię go zakończyć na takim poziomie jakim go rozpoczęłam. Przepraszam. Mam nadzieje, że podoba wam się rozdział. Czekam na każdą Wasza opinię i dziękuję, że ze mną jesteście ;* Pozdrawiam ;*
Zapraszam na moje pozostałe opowiadania, gdzie również pojawiły się nowe rozdziały ;)

niedziela, 20 lipca 2014

Prawda czwarta.

Siedziałam w ciszy, wpatrując się pustym wzrokiem w tętniące życiem miasto. Co chwilę przez niewielkie uliczki, przemieszczało się kilkanaście osób. Z uśmiechem co jakiś czas spoglądałam na towarzyszącą mi dwójkę. Oni jak zwykle byli pochłonięci swoim towarzystwem. Jednym słowem, byłam im całkowicie zbędna. Westchnęłam , układając swój podbródek na dłoni. Moja pamięć po raz kolejny, brutalnie zadawała mi ból. Wyciągała wspomnienia, które wywoływały ból i łzy. Zacisnęłam mocno oczy, odwracając głowę w drugą stronę. Nie chciałam, aby Sebastian, czy nie daj Boże Oli dostrzegli moje zaszklone oczy. Wiedziałam, że i z Nim przyjdzie mi się pożegnać. Za niedługo rozpoczyna się kolejny sezon. Będę musiała sama sobie jakoś radzić, ale czy to całkowicie jest nowość?!
Do domu wróciliśmy późnym popołudniem. Odrzuciłam swoją torebkę na dębową komodę, odchylając swoją głowę lekko do tyłu. Z moich ramion po woli zsunął się ciepły płaszcz.
-Zmęczona?-usłyszałam za sobą głos Sebastiana
Spojrzałam na niego z bladym uśmiechem, łagodnie kiwając głowa. Dzisiejszy dzień nie należał do najłatwiejszych. Trudności w pracy. Nowe problemy, a do tego jeszcze ta cholerna przeszłość, która nie chce zniknąć z mojej pamięci.
Po woli wspięłam się po schodach, dłonią rozmasowując obolały kark. Przystanęłam, dostrzegając uchylone drzwi od pokoju małego. Z uśmiechem spoglądałam na jego sylwetkę, która co moment znajdowała się w całkowicie innej części sypialni. Olivier, to on jest jedynym sensem mojego życia. Jedyną osobą, która trzyma mnie przy życiu. Przymknęłam łagodnie drzwi, kierując się w stronę łazienki. Zatrzasnęłam za sobą drzwi, przekręcając kluczyk w zamku. Przez dłuższy czas wpatrywałam się, tępym wzrokiem w pustą przestrzeń ulokowaną przed sobą.
Zajęłam swoje miejsce na skraju wanny, delikatnie błądząc dłonią po ułożonych wokół niej płytkach. Czułam przyjemny chłód, którzy przeszywał moją dłoń. Pewnym gestem dłoni odkręciłam kurek  z ciepłą wodą. Nieobecnym wzrokiem błądziłam po wodnym strumieniu. Nie zauważyłam nawet gdy po policzku spłynęła pojedyncza łza. Nie starłam jej. Czułam, że nie powinnam. Ale to był błąd. Nie musiałam długo czekać na ich natłok. Na swoich ustach wciąż czułam nieprzyjemny, słony posmak. Zakręciłam wodę, zrzucając z siebie zbędną garderobę. Zajęłam swoje miejsce na jej dnie, zamykając oczy. Z mojego gardła wydobywało się ciche łkanie. Nie potrafiłam sobie z tym wszystkim radzić. Starłam się być silną. Starałam się, odgrodzić swoją przeszłość o teraźniejszego życia. Łudziłam się, że tutaj zapomnę, że znów pokocham Sebastiana, tak jak kochałam go w dzieciństwie. Nie byłam świadoma tego jak mocno się myliłam.

*Kamil*
Z wyczekiwaniem spoglądałem co chwile na wyświetlacz swojego telefonu. Nie potrafiłem nawet przez chwilę skupić swojej uwagi na czymś innym. W obecnej chwili liczyła się dla mnie tylko Julka i nasze dziecko. Nienawidzę siebie za tą chwilę zwątpienia. Za tą cholerną amnezje, przez którą straciłem najważniejsze osoby w swoim życiu.
Dźwięk telefonu. To on sprowadził mnie momentalnie na ziemię. Pospiesznie naciskam zieloną słuchawkę, przystawiając komórkę do ucha.
-Piotrek…proszę powiedz mi, że się czegoś dowiedziałeś?-powiedziałem z nadzieją w głosie, bezwładnie opadając na bujaną huśtawkę.
-Nie gorączkuj się tak-odpowiedział, a w jego głosie może było usłyszeć optymizm i radość
-Piotrek-warknąłem- Dowiedziałeś się czegoś? Mów-warknąłem, a do moich uszu dotarło ciche westchnięcie
-Dowiedziałem się wielu rzeczy. Rozmawiałem z Robeto…A więc Julka mieszka w Gemona del Friuli wraz z Sebastianem z tego co wiem to oni….no wiesz są po ślubie…
Z niedowierzaniem wpatrywałem się w pustą przestrzeń przed sobą. Poczułem mocne ukłucie w sercu. Julka jest mężatką! Krzyczał głos w mojej głowie. Nie powianiem być taki zaskoczony. Minęło wiele lat.
-…do tego Julka pracuje w jakieś firmie jako psycholog, a do tego masz synka, ma na imię Olivier i ma już 2,5 latek i podobno jest prze słodki- dodał z ekscytacja
Uśmiechnąłem się blado. Miałem syna. Pamiętałem jak Julka opowiadała mi o imionach. Niczego nie zmieniła.
-Musimy tam polecieć! Ja muszę ich odzyskać!-krzyknąłem, nerwowo poruszając się po ogrodzie
-O tym też pomyślałem. Zabukowałem nam dwa bilety na jutrzejsze popołudnie, rozmawiałem też trenerem, pierwsze trzy konkursy nam odpusci, ale na następny weekend musimy już być!
-Jak ja Ci się za to odwdzięczę?-spytałem,  wzdychając ciężko
-Nie martw się, jakiś sposób zawsze się znajdzie-powiedział, a na moich ustach zagościł szeroki uśmiech
Od razu wiedziałem do czego zobowiązuje mnie tymi słowami.
-Masz to jak w banku. Dobrze, więc widzimy się na lotnisku. Do zobaczenia-powiedziałem ,a  po chwili odrzuciłem telefon na bok
Ukryłem swoją twarz w dłoniach, łagodnie się uśmiechając. Mam syna! Wciąż nie potrafię w to uwierzyć. Poczułem ogromną , rodzicielską dumę, która we mnie narastała. Teraz kiedy Ich odnalazłem, nie mogę się poddać. Muszę o Nich walczyć. Muszę walczyć o Nasze szczęście. 

Od autorki:
Mamy kolejny rodział. Miałam wyjechać, a nic z tego wyjazdu nie wyniknęło. Nie będę się zbytnio rozpisywać. Dziękuje za każde słowo otuchy pod ostatnim rozdziałem ;*
Zapraszam również na moje pozostałe opowiadania :)
Buziaki ;*