sobota, 26 kwietnia 2014

Obietnica siedemnasta.

Tępym wzrokiem wpatrywałam się w sylwetkę Kamila, który pakował moje rzeczy do niewielkiej walizki, ulokowanej na szpitalnym łóżku. Kiedyś powiedziałabym, że nareszcie wracam do swojego domu. Do znajomych czterech ścian.
Jednak w obecnej chwili wszystko było mi całkowicie obojętne.
Białe ściany szpitalnej sali nie wprawiały mnie już w przygnębienie tak jak kiedyś. Wszystko straciło dla mnie jakikolwiek sens.
-Julka-z rozmyśleń wybudził mnie spokojny głos Kamila
Podniosłam swój wzrok , natrafiając na jego błękitne tęczówki. Wpatrywałam się w nie przez dłuższą chwilę, póki w moich oczach nie zalśniły łzy. Zagryzłam mocno wargi, odwracając wzrok. Nie chciałam już płakać. Moja głowa pękała już z wywołanego przez nie bólu. Poczułam jak jego dłoń gładzi mnie łagodnie po policzku, po którym spływała pojedyncza łza.
-Możemy iść ?-spytał, podnosząc się do pozycji pionowej
Przytaknęłam niemal nie zauważalnie głową, jako pierwsza opuszczając salę. Szłam przed siebie, mocno ściskając w swoich dłoniach wypis. Odepchnęłam od siebie szpitalne drzwi. Poczułam jak zimne powietrze otula moją twarz. Spojrzałam w niebo, które zachwycało mieszkańców Zakopanego swoim błękitem. Spuściłam wzrok, kierując się w stronę samochodu mojego chłopaka. Zajęłam po woli miejsce obok kierowcy. Zapięłam pasy, opierając swoja głowę o zimną szybę. W tej chwili już po prostu nie wytrzymałam. Płakałam , a z mojego gardła wydobywało się ciche łkanie, które chciałam stłumić. Kamil mocno mnie do siebie przytulił. Wiedziałam, że ta sytuacja jest dla niego również ciężka jak dla mnie.
-Dlaczego to musiało się stać? Dlaczego akurat nasze dziecko?-szeptałam, zaciskając w swoich dłoniach skrawek kurtki bruneta, chciałam aby wszystkie zbędne uczucia, które się we mnie kotłowały w końcu mnie opuściły.
-Kochanie. Nie potrafię odpowiedzieć ci na żadne pytanie. Jednak musisz być silna.
Przytaknęłam głowa. Musiałam się podnieść. Musiałam powrócić do normalnego funkcjonowania. Poczułam jak Kamil składa na czubku mojej głowy pocałunek.
-Wszystko się ułoży-wyszeptał, opuszczając szpitalny parking
Chciałam w to wierzyć. Chciałam mieć pewność, że powrócę do swojego dawnego życia. Chciałam. Naprawdę chciałam, aby wszystko było tak jak przed tym feralnym dniem.
Oparłam swoja głowę o oparcie siedzenia, wygodnie się w nim układając. Przymknęłam powieki, spod których spłynęły ostatnie łzy.

***
Podniosłam lekko powieki, czując na ich wewnętrznej stronie ciepło. Otworzyłam oczy rozglądając się wokół siebie. Leżałam na swoim łóżku w sypialni. Zaskoczona podparłam się na łokciach, jeszcze dokładniej lustrując każdy skrawek pokoju.
Zmrużyłam lekko oczy, zauważając na sobie ubranie, a nie piżamę. Zegarek pokazywał wczesną godzinę ranną, która nie była powodem do jakiej kolwiek radości. Po woli zasunęłam swoje nogi z łóżka, podnosząc się z niego.
Opuściłam swoją sypialnię, po woli schodząc po schodach. Do moich uszu zaczynały docierać dźwięki rozmów, które z każdym kolejnym centymetrem stawały się coraz bardziej wyraziste.
-Co ty tutaj robisz?-krzyknęłam, cofając się o pare kroków do tyłu
Nie chciałam nikogo widzieć, a tym bardziej jej.
-Córeczko- zaczęła niepewnie, skracając dzielący nas dystans
Ona śmiał się nazywać moją matką.
-Czego chcesz? Wynoś się stąd! Nie mogę na ciebie patrzeć , rozumiesz? Nigdy ci nie wybaczę tego co mi zrobiłaś-mój krzyk zaczynały tłumić napływające do moich oczu łzy
-Kochanie. Ja nie wiedziałam. Gdybym mogła cofnąć czas…
Przykucnęłam na nogach, zaciskając swoje uszy dłońmi. Nie chciałam już myśleć o tym wszystkim, a jednak wszystko powracało do mnie ze zdwojoną siło. Po woli zaczynałam się kołysać raz w przód raz w tył, cicho łkając.
-Nigdy ci tego nie wybaczę…-wyszeptałam, spoglądając w oczy mojej rodzicielki


Od autorki:
Rozdział krótki i beznadziejny za co mocno przepraszam. Muszę spowrotem się z nim "zaaklimatyzować." :)
Następny będzie dłuższy i lepszy. OBIECUJE!!!
Jestem już po testach…uff...nareszcie. Czekam na waszą opinię. :)

Odbiegajac całkowicie od skoków....
Tito Vilanova [*]
SPOCZYWAJ W POKOJU!!!

6 komentarzy:

  1. Ale dzisiaj dzień na jakieś takie krótkie rozdziały... To już drugi blog.
    Oj wcale nie jest beznadziejnie... jest po prostu dramatycznie. Ale będzie lepiej no nie? Powiedz że będzie lepiej :)
    Czekam na dalsze losy Julki i Kamila.
    Całuski ;))


    ps.Jeśli jeszcze nie byłaś do zapraszam do siebie na nowy rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jest beznadziejny :) Jest po prostu smutny. Mimo to i tak mi się podoba :3 Uwielbiam czytać to opowiadanie. Nie raz wspominałam ci ,że świetnie opisujesz otoczenie,nie to co ja .. :) Czekam na kolejny rozdział :) Szkoda,że Julka musi tak cierpieć.Może Kamil mniej,nie widać tego po nim,ale po niej tak... Pozdrawiam i weny :* Wpadnij do mnie na nowy oraz jeśli cię zainteresuję dodaj się do obserwatorów nowego bloga,o polskich skoczkach :)
    http://zawsze-nie-istnieje.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Czułam, że tak będzie. Julka nie może wybaczyć mamie, tego co się stało, bo po prostu za bardzo cierpi. Może kiedyś się na to zdobędzie - ale na pewno nie teraz i nie w najbliższym czasie. Ma przy sobie Kamila - a to jest bardzo ważne. On jej pomoże się pozbierać.
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Krótki nie znaczy zły. Obiecuje, że nadrobię wszystko jak najszybciej, a trochę mam zaległości.
    Niestety chociaż nie przepadam za Barceloną, przykro mi z utraty dobrego trenera. Tito [*]

    Przy okazji:
    Zapraszam na pierwszy rozdział - http://autostrada-klamstw.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Dla Julki to musi być ogromny cios i pewnie wciąż jest w szoku po tym, co się stało. Ma przed sobą jeszcze całe życie, ale to z pewnością musiało bardzo boleć. Jednak nadal trwa przy niej wielki skarb, Kamil, który nie uląkł się, został przy niej, choć nie zawsze było dobrze.

    Strata tak wspaniałego trenera jak Tito to wielki smutek dla całego futbolu...
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Szkoda mi jej i Kamila, tak bardzo cierpią..
    Rozdział piękny ;)
    Czekam na kolejny
    Buziaki ;*

    OdpowiedzUsuń